Kategoria: Bochnia - wydarzenia
Opublikowano: 2020-11-06 19:13:15 przez DML

Czy w Bochni powstanie schronisko dla zwierząt?

28 września do Urzędu Miasta wpłynęła petycja podpisana przez 835 osób w sprawie utworzenia na terenie Bochni schroniska dla bezdomnych zwierząt. Końcem października podczas obrad Komisji Skarg, Wniosków i Petycji radni sprawę odrzucili. Powodem jest brak podpisu pod dokumentem, a tym samym osoby odpowiedzialnej za kontakt, co jest wymogiem proceduralnym. Inicjatorzy akcji wskazują jednak, że sygnatura została złożona elektronicznie i chcą sprawę poruszyć raz jeszcze.

Petycja, która wpłynęła do Urzędu Miasta, jest inicjatywą byłych wolontariuszy schroniska w Borku, które prowadzi Fundacja Straż Obrony Praw Zwierząt. Osoby te współpracowały z fundacją i pomagały w ośrodku, niemniej nie są już związane z tym miejscem. Powodem zerwania współpracy – jak zaznaczają – były ich zastrzeżenia co do warunków, w jakich utrzymywane są tamtejsze zwierzęta oraz niejasności finansowania fundacji. Posługując się platformą Nasza Demokracja, wolontariuszom udało się zebrać 835 podpisów w kwestii utworzenia miejskiego schroniska dla zwierząt w Bochni. Treść petycji zawiera interesujące spostrzeżenia względem szczegółów dotowania fundacji i schroniska w Borku, w czym niemały udział posiada bocheński Urząd Miasta.

Schronisko w Borku jest miejscem, gdzie trafiają bezdomne zwierzęta z kilku gmin w tym i z terenu Bochni. Zgodnie z prawem samorządy muszą podpisać umowę ze schroniskami, do których trafiają bezdomne czworonogi z regionu. Poza odłapywaniem i zapewnieniem opieki, miasto w myśl ustawy z 1997 roku finansuje również zabiegi medyczne – m. in. sterylizację, usypianie ślepych miotów, także zwierząt nierokujących nadziei. Oprócz wpłat z budżetu Bochni, schronisko w Borku utrzymywane jest przez co najmniej 8 innych podmiotów. Z treści petycji, która została złożona do Urzędu Miasta dowiadujemy się, że z budżetu miejskiego na rzecz Fundacja Straż Obrony Praw Zwierząt wypłacany jest fundusz rzędu prawie 250 tys. zł rocznie. W petycji czytamy:

Z zebranych przez organizatorów informacji w trybie dostępu do informacji publicznej wynika, że nasze miasto przeznacza rocznie ogromne środki w wysokości 247 tysięcy złotych brutto płacone ryczałtem na utrzymanie prywatnego schroniska, które w naszej ocenie jako m.in. byłych wolontariuszy tego schroniska, nie zapewnia odpowiednich warunków do życia zwierząt.

Nasza redakcja przejrzała umowy zawarte pomiędzy fundacją a magistratem w Bochni oraz innymi gminami. Dokumenty są ogólnodostępne w Biuletynie Informacji Publicznej. Wskazują, że w 2020 roku Bochnia w celu rozwiązania problemu bezdomności zwierząt wypłaciła 245 990,04 zł. Brzesko ze swej strony płaci 130 tys. zł rocznie, Borzęcin przeznacza na ten cel ponad 50 tys. (dzieląc tę kwotę między 4 różne schroniska), Wojnicz 65 tys., Gnojnik 22 tys., Rzezawa, Trzciana i Pałecznica – każda w okolicach 10 tys. zł. Z liczb wynika po pierwsze, że miasto Bochnia jest nad wyraz hojne w porównaniu do innych (mniejszych co prawda) samorządów, po drugie możemy założyć z pewnym marginesem błędu, że w tym roku schronisko otrzyma przynajmniej 420 tys. zł wymienionych wyżej dotacji. Sprawdziliśmy też rachunki za lata ubiegłe. Dzięki portalowi BOZ (Biuro Ochrony Zwierząt) dowiedziliśmy się, że na poczet schroniska w Borku w 2018 roku 15 gmin wpłaciło 731 722 zł, natomiast rok później 17 gmin przekazało niemal milion – 990 518 zł.

Nie można również zapomnieć o akcjach charytatywnych w internecie, w szkołach, o zbiórkach koców i żywności, w końcu o pomocy, która płynęła z całej Polski dla zalanego w 2019 roku obiektu. Pytanie jak bardzo darczyńcy wspierają schronisko, nie spotka się jednak z odpowiedzią. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi podaje informację, że fundacja zwleka ze sprawozdaniami z działalności. Jest to również zawarte w petycji, w której czytamy:

Fundacja Straż Obrony Praw Zwierząt prowadząca schronisko, pomimo wielokrotnych monitów ze strony ministerstwa nie składa raportów merytorycznych ze swojej działalności do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi za 2018 i 2019 rok, nie odpowiada też na publicznie zadawane pytania pełnomocnika darczyńców (...), którzy przekazali ogromne środki podczas zbiórek publicznych prowadzonych w Internecie na zalane wodą schronisko.

Trudno zatem dociec ile środków znajduje się na koncie właścicieli, niemniej należałoby zastanowić się nad zdaniem kończącym pierwszy z naszych cytatów – mianowicie co sprawia, że mimo niemałych przecież dofinansowań schronisko nie zapewnia odpowiednich warunków do życia zwierząt?

Osoby, z którymi Czasbochenski.pl przeprowadził rozmowy chcą zachować anonimowość. Przyznają, że obawiają się nieprzyjemności ze strony właścicieli schroniska. Podobne sytuacje miały miejsce w przeszłości i dotyczyły schronisk, stowarzyszeń, wolontariuszy i osób prywatnych. Niektóre z nich miały wytaczane procesy sądowe, inne mierzyły się z licznymi inspekcjami i kontrolami we własnych ośrodkach. Powodem były zarzuty wobec warunków, w jakich przetrzymywane są zwierzęta, a z naszych rozmów jasno wynika, że nie są to warunki dobre.

Jeden z rozmówców na pytanie, co sądzi o schronisku w Borku, podejmuje temat alei skazańców, co – jak wyjaśnia inny – dotyczy psów i kotów, które zakorzeniły się w schronisku na tyle, że nikt ich nie ogłasza, nie reklamuje, nie ma do nich dostępu – są już do końca życia skazane na swój kojec.

Osoby, które w Borku spędziły więcej czasu wydają się zgodne. Mówią nam: Mieliśmy zastrzeżenia co do warunków panujących w schronisku, a w tym rozmiaru i czystości klatek i bud, braku oświetlenia, braku wybiegów (...), długości kwarantanny dla niektórych zwierząt (...) itd.

Z właścicielką fundacji nie udało nam się skontaktować mimo kilku prób telefonicznych. Natomiast z powodu trudnej sytuacji epidemiologicznej na teren obiektu wejście jest wzbronione, a osobom chętnym wyprowadzić czworonoga na spacer podaje się smycz przez furtkę. Nie jesteśmy więc w stanie zweryfikować otrzymywanych informacji.

Niemniej, powyższe zarzuty stanowiły przedmiot gorącej debaty w trakcie Komisji Skarg, Wniosków i Petycji. Z dyskusji obrad wynika, że ośrodek w Borku to jednoosobowa „firma”, której właścicielka zatrudnia swojego męża – weterynarza. Jeśli słowa radnych się potwierdzą, to jest to jeden z najdroższych ośrodków opiekuńczych dla zwierząt w regionie. Faktury za usługi medyczne wynoszą po 8, a nawet 15 tys. zł za zabieg - informuje jeden z członków Komisji. Co więcej, w myśl ustawy zapobiegającej bezdomności zwierząt z 1997 roku, miasto powinno mieć podpisane dwie umowy – jedną na usługi schroniskowe, drugą zaś na usługi weterynaryjne. Jednak – jak przyznali radni – żaden z bocheńskich weterynarzy nie chciał współpracować z Borkiem.

Inna rzecz, która przysparza trudności, to podział schronisk na miejskie i prywatne. Jak się dowiedzieliśmy, miastu zależy na jak najmniejszej liczbie zwierząt, bo każde generuje koszty, a w przypadku schronisk prywatnych jest odwrotnie – czyli im więcej czworonogów, tym więcej pieniędzy. Tu należy jeszcze raz podkreślić, że Urząd Miasta wpłaca pieniądze ryczałtem bez względu na liczbę przekazywanych zwierząt. Pomoc w regulacji kontaktu między poszczególnymi gminami a schroniskami miała nieść nowelizacja ustawy w ramach tzw. „Piątki Kaczyńskiego” – za pośrednictwem odpowiednich jednostek organizacyjnych czy też organizacji społecznych wzięto sobie za cel wyeliminowanie podmiotów prowadzących schroniska dla zysku. Piszemy o tym w czasie przeszłym, bo jak donoszą ogólnopolskie media, Ryszard Bartosik – wiceminister rolnictwa – ogłosił, że nie będzie procedowania w tej sprawie.

Petycja wolontariuszy, m.in. Damiana Kochańskiego dotyczy utworzenia miejskiego ośrodka dla bezdomnych zwierząt, który byłby z oczywistych względów niezależny od Borku. Inicjatywę tę wsparło już blisko tysiąc osób. Zdaniem inicjatora akcji:

Schronisko powinno powstać w miejscu, które nie byłoby uciążliwe dla mieszkańców i jednocześnie w niezbyt dalekiej odległości od centrum, aby osoby chcące pomagać na zasadzie wolontariatu, nie miały problemu z dojazdem. Powinno być to przedmiotem wnikliwej analizy i uzgodnień z mieszkańcami.

Damian Kochański podkreśla wielokrotnie, że wraz z innymi wolontariuszami zapewniłby wsparcie na każdym możliwym etapie budowy, a wszystko po to, by móc stworzyć godne warunki do życia dla bezdomnych zwierząt, miejsce przyjazne m.in. z dużymi wybiegami i pawilonami dającymi schronienie w mroźne i upalne dni.

Wolontariusze apelowali także o solidarność gmin w celu utworzenia jednego ośrodka, który działałby na jasnych i racjonalnych zasadach z przejrzystym zapleczem finansowym.

Radny Kazimierz Wróbel, a za nim inni członkowie Komisji odrzucili jednak ten wniosek. Jak już pisaliśmy, w wyjaśnieniu decyzji zaznaczono, że zabrakło w petycji osoby kontaktowej między magistratem a składającym petycję. Jest to jednak niedopatrzenie ze strony urzędników – przekonuje Damian Kochański. – Mój podpis pod petycją był zarówno w tradycyjnej, jak i elektronicznej formie. Wszelkie dane kontaktowe zostały przekazane Urzędowi przez platformę EPUAP wraz z apelem.

Mimo odrzucenia pisma temat był przez radnych omawiany. Wątpliwym jest jednak, czy Komisja rozpatrzy go przychylnie:

Patrząc na takie przedsięwzięcie, wydaje mi się, że w czasach, kiedy miasto jest tak wysoko zadłużone i aby coś takiego uruchomić potrzeba przede wszystkim najpierw wykup działki, potem uruchomienie budynków, zaplecze, wspomaganie, żywność – to jest ogromne, bardzo kosztowne przedsięwzięcie i w moim odczuciu, w obecnej sytuacji miasto nie jest w stanie udźwignąć takiego ciężaru. – mówił Przewodniczący Kazimierz Wróbel.

Co na to wolontariusze? Po pierwsze miasto mogłoby wykorzystać działki, które już posiada z zastrzeżeniem, że obiekt musi się znaleźć 150m od siedzib ludzkich, po drugie nie ma określonego metrażu, poza tym, że musi być ogrodzony i utwardzony z miejscem przeznaczonym na usługi weterynaryjne, izolatorium, magazyn na leki i żywność.

Roczny budżet miasta Bochnia wynosi 159 milionów złotych, a wydatki na niewielkie prywatne schronisko w Borku to ryczałt w wysokości 250 tysięcy złotych rocznie bez względu na ilość przekazywanych zwierząt! (...) Miasto stać więc na utrzymanie schroniska miejskiego, które działałoby na klarownych zasadach, a przede wszystkim rozliczającego się z wykonanej działalności. – mówi Damian Kochański, zapewniając, że nie godzi się z tym, co się dzieje i tym samym nie podda się tak łatwo.

DML