Kategoria: Bochnia - wydarzenia
Opublikowano: 2009-09-23 04:42:25 przez system

Gmina Bochnia: Fredrowski spór w Pogwizdowie

O pięć minut drogi z centrum Bochni są miejsca, w których diabeł mówi dobranoc. O pięć minut drogi spod pomnika Kazimierza są domy, do których nie można dojechać. Tak jest w wypadku pana Janusza Ochela z Pogwizdowa.

To tą drogą nie wolno poruszać się panu Ochelowi, choć w głebi po lewej stoi jego dom.Do jego zagubionej wśród wzgórz i pól posesji prowadzi gruntowa droga, ale w praktyce jest tak, jakby jej nie było. Jeszcze parę dni temu samochód zjeżdżający tu z „asfaltówki” natrafiał na spory głaz, uniemożliwiający przejazd. W podobnej sytuacji co Janusz Ochel jest jego sąsiad z siedliska jeszcze bardziej oddalonego od cywilizacji, z takiego, jak tu nazwano - „drugiego końca świata”.

Pech chciał, że w czasie gdy na przejeździe królował głaz, na „drugim końcu świata” ktoś złamał rękę. Pogotowie nie mogło dojechać, rannego trzeba było transportować samochodem terenowym przez 2-kilometrowy objazd,Kamień blokujący przejazd kamienistymi wertepami przez las i strome wąwozy. Nawiasem – ten karkołomny objazd jest w dużej części dziełem Janusza Ochela i jego sąsiada. Podjęli się go kiedy zostali postawieni w sytuacji, że nie mogą korzystać z najbliższego dojazdu do swoich domów. Stało się tak z woli innego pogwizdowianina, który w 1997 roku został jedynym właścicielem 150m odcinka drogi gruntowej, prowadzącej właśnie do tych dwóch siedlisk i do działek kilkunastu innych właścicieli.

Dawniej drogą tą władała gmina, jednak 8 lat temu przekazano ją panu K., została ona również wpisana w jego księgi wieczyste. Całkiem niedawno pan K. próbował drogę przekwalifikować na grunty orne, jednak rzeczoznawcy ze starostwa powiatowego stwierdzili, że grunt ma utwardzone koleiny i jest drogą dojazdową do ludzkich siedlisk, nie może więc zostać uznany za pole orne czy łąkę. Któż jednak zabroni właścicielowi dysponować swoim dobrem wedle uznania? A ten nie życzył sobie aby przez drogę, która istniała tu od wieków ktoś przejeżdżał a nawet przechodził.

Renata Dąbrowska walczy wspólnie z Januszem Ochelem o drogę do swojej działkiCo prawda, ten ostatni zakaz dotyczył tylko Janusza Ochela, najbardziej aktywnego spośród zainteresowanych. Taką kuriozalną decyzję podjął sąd apelacyjny w Tarnowie, nie bacząc na to, że drogę tą użytkowali jeszcze rodzice i dziadowie pana Janusza, podobnie jak rodzice i dziadowie innych właścicieli działek.

Mój dziadek ma 98 lat – powiedziała pani Renata Dąbrowska, jedna z takich właścicielek – i korzystał z tej drogi odkąd pamięta. A teraz ja nie uprawiam swojego pola bo wjechać maszyną nie wolno! .

Pan Janusz i inni użytkownicy mogliby wystąpić do sądu o wyznaczenie drogi koniecznej. Pociąga to za sobą jednak spore koszty, dlatego woleliby, aby gmina przejęła na nowo władanie ich drogą. Na ostatniej sesji rady Gminy Janusz Ochel wypowiadał się w tej sprawie. Wójt Jerzy Lysy orzekł jednak, że to niemożliwe.

W kilka dni później w tym oddalonym „od Boga i ludzi” zakątku pojawiła się Telewizja Kraków, wezwana przez Janusza Ochela. Przed kamerami pan K. wyjawił swoje warunki: żąda 2,5 tys. złotych za każdy spośród 16 arów drogi, której jest właścicielem. Ani pan Janusz, ani jego sąsiad z dalszego siedliska, ani w końcu nikt z właścicieli działek rolnych nie jest gotowy zapłacić tej sumy. Może powinna to zrobić sama gmina, aby naprawić swój błąd?

Bo właściwie jak to się stało, że gmina wyzbyła się władania sporną drogą i oddała ją całkowicie na własność jednemu z Takimi wertepami wieziono rannego do szpitalatych, których pola leżały wzdłuż drogi? Czy urzędnikom gminnym zabrakło wyobraźni aby przewidzieć, że taka sytuacja może prowadzić do konfliktów? Być może to tylko rozgoryczenie człowieka uwikłanego w dantejski konflikt, ale pan Janusz Ochel przypuszcza, że stało się tak dzięki przyjaźni państwa K. z osobą w 1997 roku wysoko postawioną w Urzędzie Gminy Bochnia.

Żyjemy w kraju, gdzie wciąż jeden podpis urzędnika może niebotycznie skomplikować czy nawet – zniszczyć życie człowieka. Parę lat temu pisaliśmy o sytuacji odwrotnej, kiedy to gmina Bochnia skomunalizowała prywatną ścieżkę jednego ze swoich mieszkańców. Dziwnym trafem okazało się potem, że stała się ona drogą dojazdową do podmiejskich domów kilku prominentnych osób. Dla właściciela ta decyzja okazała się początkiem sądowo –administracyjnej gehenny, przypłaconej w końcu zdrowiem i szczęściem rodzinnym. Prawda, że podjęto ją jeszcze „za komuny”, ale też nowe władze nie zrobiły nic aby naprawić błąd i wyrównać krzywdę Bogu ducha winnego człowieka.

Czy Janusz Ochel i inni użytkownicy drogi w Pogwizdowie okażą się równie bezradni? Miejmy nadzieję, że nie. Sam bohater naszego artykułu zapowiedział już, że jeśli gmina nie będzie chciała drogi przejąć on sam wystąpi o jej zasiedzenie. – Mam prawo do tego – mówi. – Nie tylko używałam tej drogi „od zawsze” ale też pracowałem nad jej utwardzeniem, sam własnym kosztem wysypałem tu tony żużla i innych materiałów.

Niezainteresowani mieszkańcy Pogwizdowa pytani co sądzą o całym konflikcie, załamywali ręce. – Zgłupiał chyba ten K. czy co? Przecież nie tak dawno pół wsi, łącznie z sołtysem pracowało nad utwardzeniem tej drogi, żeby ludzie nie tonęli w błocie. A teraz kamienie stawia?

PS. Wczoraj w Pogwizdowie była Telewizja Kraków, a dziś kamień uniemożliwiający przejazd wrócił na swoje miejsce...

eb