Kategoria: Felietony / opinie
Opublikowano: 2015-03-20 10:59:10 przez system

Jego Wysokość Wróbel

20 marca przypada Światowy Dzień Wróbla. Ptak ten towarzyszy nam „od zawsze”, dlatego robimy wyłom w zasadzie informowania na forum portalu o sprawach stricte lokalnych, zamieszczając tekst Waldemara Domańskiego, Miotacza Idei Asocjacji Promotorów Radosnego Ptaka.

Po raz pierwszy opisał go szwedzki botanik Karol Linneusz wpisując w 1758 roku do jego kartoteki łacińską nazwę Passer domesticus, co oznacza małego, aktywnego ptaszka domowego. W tamtym czasie, zarówno w Szwecji, jak też i w Polsce, wróbel był raczej rzadkim gatunkiem. Jego praojczyzną były peryferia Azji Mniejszej. Tam 10 000 lat temu postanowił połączyć swoje losy z ludźmi. Od tego czasu stopniowo i konsekwentnie powiększał swoje terytorium zasiedlając swoimi krewnymi całą resztę świata. Wędrował z pasterzami, kupcami, aby po wielu wiekach przesiąść się na parowce i pociągi stołując się w ich ładowniach. Obecnie można go spotkać w najdalszych zakątkach naszego globu. Ten światowy podróżnik nie ćwierka jedynie na Grenlandii. Nie lubi również lasów tropikalnych i pustyń, ale można go zobaczyć i usłyszeć w miastach i osadach znajdujących się na ich obrzeżach. Aż dziw bierze, jak mógł tego dokonać tak kiepski lotnik. Wróbla bowiem może zabić zaledwie kilkadziesiąt minut ciągłego fruwania!

Ta zdeterminowana ptaszyna poza ludzkimi siedliskami potrafi zbudować swoje gniazda nawet w klatce z lwami. Niewielkie stadko wróbelków widziano również w kopalni na głębokości ponad 600 metrów.

Trudno powiedzieć, kto do kogo jest podobny, ale ludzie i wróble maja sporo wspólnych cech charakteru. Podobnie jak homo sapiens łączą się w pary, równie podobnie jak my, mają skłonności do …skoku w bok. Kiedy „sprawa się wyda”, ptasia żona poza awanturą dodatkowo niszczy gniazdo swojej rywalki. Tymczasem pan Wróbel to pierzasty „macho”. Samce tego gatunku są bardzo zaborcze i nie spuszczają swojej wybranki z oka. Jednak, mimo pilnowania partnerki i przepędzania rywali, 15% tatusiów wychowuje nie swoje pisklęta.

Co tam! Po kilku tygodniach, kiedy dzieci się rozlatują „po mieście”, można planować nowy romans i polować na kolejne okazje. Wróbel jest niezmordowanym kochankiem. Już po kilku miesiącach od wyklucia, gotowy jest do założenia swojej rodziny. Jednak w praktyce poza szumnymi zapowiedziami, kończy się to niepowodzeniem, bowiem panny wolą kogoś starszego z niezbędnym minimum doświadczenia w tym względzie. Czasami taki kawaler ma jednak trochę szczęścia. Bywa że pani Wróblowa nagle owdowieje… wtedy to obowiązki byłego męża podejmuje jego młodsza wersja. Przy odrobinie szczęścia mogą w tym związku doczekać się całej armii dzieci i wnuków, znany jest przypadek dzikiego wróbla, który żył 19 lat i 9 miesięcy. Trzeba nadmienić, że wspomniany ptaszek był Duńczykiem a jak powszechnie wiadomo tamtejsza opieka zdrowotna gwarantuje najwyższy poziom usług medycznych.

Nie wszystkie ptaszki miały tyle szczęścia. Jurność wróbla i jego seksualny temperament doprowadził go w przeszłości do roli afrodyzjaku. Sądzono, że rosół z tego liliputa lub ciasto z jego lichym ciałkiem doda wigoru zblazowanym ludziom. Ten proceder znany był w Europie jeszcze w XX wieku!

W czasach rewolucji przemysłowej uważano wróbla za szkodnika. Zabijano je wówczas masowo i na wszystkie możliwe sposoby. Kiedy wybuchła I Wojna Światowa ludzie zapomnieli o ptakach i zajęli się sobą.

Po II Wojnie Światowej w czasach „Wielkiego Skoku Naprzód” chiński przywódca Mao Zedong dostrzegł we wróblu wroga ludu i oskarżył go o to, że wyjada jego rodakom ich plony. Wcześniej nakazał zniszczyć wszelkie tradycyjne maszyny i narzędzia rolnicze, w efekcie czego załamała się produkcja rolna. W krótkim czasie Chińczycy wytłukli wszystkie ptaki, sprowadzając na swoje pola szarańczę. Ta, przy braku ptaków, rozmnażała się na potęgę, pożerając wszelkie uprawy. W niedługim czasie w Chinach zapanował głód, w którego efekcie umarło 30 milionów ludzi.

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat w Europie drastycznie spadla populacja wróbla. Miejscami nawet do 90%. Wycinanie miejskich drzew, likwidacja terenów zielonych na których rosły krzaki… to nie zawsze przemyślane decyzje. W ich efekcie ograniczamy naturalne tereny lęgowe naszych braci mniejszych i zapraszamy do naszych miast komary, muchy i gąsienice…

Można to zmienić budując i montując na ocalałych drzewach budki lęgowe zastępujące dotychczasowe ptasie kryjówki.

Waldemar Domański