Kategoria: Felietony / opinie
Opublikowano: 2016-08-10 20:35:44 przez system

List z Czortkowa

Taką korespondencję czyta się z przyjemnością. Nie dlatego, że mile łechta próżność, wprawia w błogostan i samozadowolenie - te ostatnie bywają zwodnicze - ale dlatego, że utwierdza w przekonaniu dobrze wykonanej pracy. Kilka miesięcy przygotowań, wianuszek ludzi dobrej woli dookoła - i cel został osiągnięty.

Było nim umożliwienie pobytu w Polsce kilkunastoosobowej grupie młodzieży z Ukrainy w trakcie trwania Światowych Dni Młodzieży. Młodzi czortkowanie, w żyłach których płynie domieszka polskiej krwi (wszak Czortków to "najprawdziwsze" polskie Kresy) spełnili swe marzenia i mieli okazję spotkać się z papieżem Franciszkiem i swymi rówieśnikami z dwustu państw świata. Pisaliśmy już o tym szerzej, dlatego by się nie powtarzać, oddajemy głos naszym młodym gościom:

"Czas wakacji dla nastolatka – najważniejsza pora w całym roku, Każdy czeka, przygotowuje się do tego, wszędzie słychać slogany o tym, jak cudownie mamy spędzić ten czas. W roku 2016 dla większości młodych katolików z całego świata na to lato był jeden plan – ŚDM!

Dla naszej małej, 17-osobowej grupy takie zdarzenie było marzeniem. Zaczynaliśmy od tego, że piekliśmy ciasto i sprzedawaliśmy w kościele po Mszy, i w tym nam pomagali ludzie. Każdy kupował, dziękował i wspierał nas tak, jak tylko było to możliwe. Każde podjęte działanie prowadziło nas bliżej i bliżej do celu, do naszego marzenia. Czasami opuszczaliśmy ręce, ktoś nie przychodził, ktoś już nic z tego nie chciał, a byli tacy, którzy wstawali i ciągnęli wszystkich do góry, do przodu. Jak to się czasami mówi - my robimy komuś dobro i ktoś robi je nam. Właśnie na swojej drodze spotkaliśmy takich Panów z Bochni. Tacy ludzie niby z innego świata. Tyle dobra i wsparcia nikt z nas jeszcze nie odczuwał w tym życiu. Najlepsze zakwaterowanie, przyjemni ludzie, wiele emocji! Każdy z nas spędził tydzień w różnych rodzinach i na chwilę poczuł się Polakiem. To nie było zwykłe zakwaterowanie z wyżywieniem, a miłe przyjęcie do rodziny, zapoznawanie się z nowymi ludźmi, i najważniejsze, traktowali nas jak swoje dzieci.

Za to dziękujemy każdemu, kto przyłożył do tego swoje siły i pomógł nam z zakwaterowaniem. Nie każdy był ekstra w języku polskim, ale każdy dał radę zrozumieć i ogarnąć to, co mówimy i prosimy. To było naprawdę miłe! Za to dziękujemy, bo to jest ważne dla nas. Dziękować można za każdą rzecz i za każdą chwilę, ale najważniejsze... ta atmosfera. Każdy krzyczy „Papa Francesco!”, a potem 5 razy klaskają, nasi nowi przyjaciele z Ghany i Gdyni. Tańce, śpiew, śmiech, miłość i to tylko pojęcia wzięte z góry.

Brakuje słów, żeby opisać ten moment, gdy każdy milczy, modli się, wznosi oczy do nieba i coś cicho przemawia ustami. Ciężko opisać moment radości, gdy widzisz Papieża, bo wszystkie uczucia mieszają się między sobą. O podobnym zdarzeniu ciężko coś mówić czy pisać, bo tylko przypomnisz sobie o tym i na twojej twarzy pojawia się uśmiech, zapominasz wszystkie słowa, a potem zaczynasz tęsknić, być może płakać, a później przypominasz sobie tysiące Hiszpanów w Bochni i to, jak trudno było z nimi się dogadać, znowu zaczynasz śmiać się. Tak dużo małych i wielkich momentów, za które Wam serdecznie dziękujemy!

Ten Wasz prezent zostanie w naszych sercach do końca tego życia. Jesteśmy bardzo szczęśliwi i zadowoleni z pobytu w Polsce, każdy ma zamiar jeszcze wrócić do Bochni i kolejny raz przytulić każdego z dobrodziejów. Dziękujemy Wam, nasze Aniołki z Bochni!

P.S. Także dziękujemy za te cudowne koszulki, które pozwolą nam pamiętać o tej cudownej miejscowości pod Krakowem!"

Traktujemy ten list jako podziękowanie dla wszystkich, którzy dołożyli, choćby najmniejszą, cegiełkę w to przedsięwzięcie. Tajemnicze koszulki, o których mowa na końcu pisma, to dar wydziału promocji Urzędu Miasta.

Stanisław Dębosz
Marek Kucharski
Ireneusz Sobas