Kategoria: Kultura
Opublikowano: 2015-06-19 12:45:27 przez system

Bocheńska saga Janiny Kęsek

Mroczną atmosferę miało wczorajsze Spotkanie Czwartkowe w Muzeum. I nie dzięki mrokowi dziejów, o których opowiadała Janina Kęsek w prelekcji zatytułowanej: Saga bocheńska – miejsca i ludzie. Historie prawdziwe i prawdopodobne.

/media/data/upload/Czerwiec/Czerwiec 2015/stasiu i inni.JPGCiemno było dosłownie, a to dlatego, że organizatorzy spotkania wywiesili już płótna Samlickiego, którego wernisaż ma się odbyć dopiero w niedzielę. Chodziło o to, żebyśmy nie obejrzeli obrazów za wcześnie. A przy okazji – jaka wspaniała aranżacja do słuchania tytułowej sagi! Zupełnie jak w długie, mroczne skandynawskie wieczory.

Opowieść, a właściwie opowieści Janiny Kęsek dotyczyły czasów nie tak bardzo odległych: pierwsza historia rodzinna zaczynała się na przełomie wieków XVIII i XIX. Autorka poświeciła cały ten cykl domom, których w większości już nie ma i ludziom, żyjącym w Bochni, po których dobrze jeśli został nagrobek na cmentarzu. Choćby wydobyty spod darni, jak ten powstańca styczniowego, którego córka pod koniec życia sprowadziła do Bochni i tu dokonał żywota.

Trudno wymienić wszystkie postaci i związane z nimi miejsca, które na chwilę ożyły wczoraj w opowieści pani kustosz. Od urzędników Żupy Krakowskiej, srogiego, górniczego kartografa, poprzez uciekinierów z rewolucyjnej Francji, po pełnokrwistą postać Antoniego Łosika, budowniczego i opiekuna kapliczki na Murowiance, który żył tak, jakby perspektywa śmierci jego nie dotoczyła...

Janina Kęsek zapowiada dalszą część tej bocheńskiej sagi. Miejmy nadzieje, że zarówno historie, które usłyszeliśmy wczoraj, w ramach naukowych obchodów Dni Bochni, jak i te przyszłe znajdą się w jakimś wydawnictwie, z którym każdy będzie się mógł zapoznać.

Po tej wyprawie w przeszłość pozostaje jedna refleksja: śpieszmy się oglądać (fotografować, malować) stare bocheńskie domy! Tak szybko odchodzą! Bo potrzebne są teren na nowe inwestycje, parkingi, nowoczesne mieszkania. Przeżyły sowich budowniczych i pierwotnych właścicieli, ale i ich los jest przypieczętowany. Często z piątku na poniedziałek budzimy się już w innej rzeczywistości: XIX- wieczny domek, zniszczony i odrapany, ale „od zawsze” wpisany w pejzaż miasta znika bezpowrotnie, ustępując miejsca maszynom budowlanym.

eb