Kategoria: Kultura
Opublikowano: 2008-12-07 07:03:22 przez system

Święty filantrop

Myślicie, że wszystko już wiadomo o św. Mikołaju? Okazuje się, że im więcej opowiada się na temat biskupa Miry tym więcej wychodzi na jaw fascynujących szczegółów z Jego życia, a może co ciekawsze, z Jego ?życia po życiu?.

W Bochni po prostu nie wypada przejść obojętnie obok postaci Świętego, którego wizerunek spogląda na nas z głównego ołtarza Bazyliki od co najmniej 240 lat, a może i dłużej. Nic więc dziwnego, że co roku o tej porze spotykają się ludzie, zafascynowani Jego postacią. Od 8 lat te spotkania mają sformalizowany charakter i zwą się Bocheńskim Dniem św. Mikołaja.

Tegoroczne, obchodzone w Muzeum, rozpoczęły się od miłej uroczystości wręczenia tytułów "Benefactor musei 2008"osobom., które w szczególny sposób przysłużyły się tej placówce, która już wkrótce obchodzić będzie swoje 50-lecie, a pośrednio całemu miastu. Tegorocznymi laureatami zostali p. Maria Ćwioro i p. Zdzisław Gawąd.

Kolejny punkt spotkania miał już ściśle "mikołajowy" charakter, a to za przyczyną dr Izoldy Topp z Uniwersytetu Wrocławskiego, która wygłosiła odczyt "Od daru do prezentu. O przemianach postaci św. Mikołaja w kulturze". Jeśli ktoś przed tym wykładem myślał, że wie już dostatecznie dużo o patronie naszej Bazyliki, srogo się zawiódł. Pani doktor w niezwykle barwy, a zarazem przystępny sposób, posługując się bogatą ikonografią, opowiedziała dzieje Mikołaja, biskupa Miry, który poprzez swoją ziemską działalność stał się patronem całej Rusi, a tym, co czynił przez blisko dwa tysiąclecia po swojej śmierci (i czyni nadal) zaskarbił wdzięczność Ziemian chyba spod każdej szerokości geograficznej.
Jak to w życiu bywa — popularność staje się przedmiotem cudzej zawiści, nic więc dziwnego, że na przestrzeni dziejów, a zwłaszcza w XX wieku dochodziło do bezczelnych (naszym zdaniem) prób zawłaszczenia Świętego przez różne środowiska, a nawet ideologie.
Zaczęło się od Coca-Coli, której bossowie, grając na popularności św. Mikołaja, wymyślili postać faceta ubranego na czerwono, nie wiadomo z jakiej racji nazwanego Santa Clausem, bo przecież każde dziecko (przynajmniej w Bochni) wie, jak prawdziwy Święty wyglądał — wystarczy zerknąć na wspomniany wcześniej obraz z bocheńskiej fary.
Ale to jeszcze nic! — dr Topp ujawniła, że pod Świętego podszywał się... sam generalissimus Józef Wissarionowicz. Istnieją kartki okolicznościowe, na których ten znany przyjaciel całej ludzkości (no, może nie całej, ale tej postępowej na pewno), przebrany za Dziadka Mroza (kolejnego wcielenia Świętego) rozdaje z obfitego worka rozmaite prezenty — a to traktor, a to model T-34...
Tak, niełatwo było naszemu bohaterowi. Mało tego - ten urodzony w ciepłej przecież strefie klimatycznej Azji Mniejszej święty obecnie kojarzony jest wyłącznie z kopnym śniegiem, mrozem łapiącym za policzki — i nosy — a także gromadką reniferów, które jako żywo nie gustują za stepami. Wiecie, kto Go tak urządził? Nigdy byście nie zgadli — sam John Ronald Reneul Tolkien — tak, tak, ten sam - twórca "Władcy Pierścieni"!
Dużo by jeszcze można o Mikołaju z Miry...

Żeby nie zanudzać, z kronikarskiego obowiązku podamy jeszcze, iż uroczystość nie mogła się zakończyć bez wręczania prezentów. Tym razem były to pyszne pierniki z podobizną Świętego, wziętą z witraża bocheńskiej bazyliki, komplet reprodukcji kartek świątecznych autorstwa L. Stasiaka (jego rok wciąż trwa!) oraz pyszne jabłka — nieodłączny atrybut św. Mikołaja.