Kategoria: Przewodnik krajoznawczy
Opublikowano: 2012-03-09 20:20:38 przez system

Żup solnych bocheńskich dawne opisanie

Nawiązując do niegdysiejszych relacji dawnych podróżników przemierzających Ziemię Bocheńską, prezentujemy obecnie fragmenty ich relacji odnoszących się do kopalni soli w mieście Bochni. Piszą: August Schultes – 1806 r., Żegota Pauli – 1840 r. oraz Antoni Rolle – 1879 r.

Relacja Augusta Schultesa

August Schultes był profesorem botaniki w Uniwersytecie Jagiellońskim, po Galicji dużo podróżował skrzętnie notując swoje spostrzeżenia na temat okolic, w których przebywał, bądź przez nie przejeżdżał. W artykule „O kopalniach w Bochni” (1806 r.) pisze:

„…Szyb wjazdowy do wnętrza kopalni znajdował się w samem śródmieściu, tuż obok kościoła. Urzędnicy, tudzież goście zwiedzający Saliny spuszczali się pod ziemię za pomocą windy. Na końcu sznura, zwisającego nad otworem szybu, były urządzone cztery pętlice, zaopatrzone w szerokie gurty tworzące siedzenie i połączone w poprzek przeprowadzonym rzemieniem. Na dany znak drzwi od szybu otwierają się i następuje jazda w otchłań licząca trzydzieści óśm sążni. Pierwsze piętro kopalni, najstarsze, liczyło zaledwie 300 sążni długości i czterdzieści szerokości. Na tem piętrze mieściły się stajnie dla koni używanych na drugim piętrze kopalni do obracania kołowrotów. Na drugie piętro, położone o sześćdziesiąt sążni poniżej, schodziło się po 700 schodach wykutych w soli, a dostępnych dla koni. Tam też obrabiano bałwany soli, złożone z soli zielonej, a właściwie szarej, liczące po sto i więcej funtów wagi, zaś odpadki ładowano do wiader, ważących do 280 funtów. Sól windowano do góry osobnym szybem za pomocą kołowrotu, poruszanego przez konie, podczas gdy innym znów szybem, wiodącym z pierwszego piętra, pompowano wodę, odprowadzaną podziemnymi rynnami do wspólnego zbiornika. Im dalej w głąb kopalni, tym większa panowała posucha, tak iż w niżej położonych sztolniach unosił się istny kurz , objaw dość niezwykły w kopalniach. …”

Relacje Żegoty Pauli

Żegota Pauli był jednym z prekursów polskiego krajoznawstwa, dał się poznać jako etnograf i historyk, chociaż nie miał w tym zakresie stosownego wykształcenia. W 1840 r., w trakcie jednej ze swoich licznych podróży donosił:

„Bochnia, dawne miasto, leży w kotlinie, sławne kopalniami soli, którem zwiedzał . Kopalnie tutejsze mają 232 sągów głębokości, a blisko ¾ mili szerokości ku Rabie. Sól nie tak czysta, jak w Wieliczce, lecz przeplatana częstymi pokładami ziemi. Kopalnie znane już były w XIII w. św. Konegunda, sprowadziwszy górników z Węgier, lepiej je urządziła, pracuje w nich do 500 robotników. Żup wszystkich, czyli otworów, jest 6 następujące: Gazaris (Wieżny), Floris (Kwietny, XV w.), Kampi (Polny, XVI w., sól nim wyciągają), Sutoris (Szewski), Regis (Królewski, XVI w.) – którędy się spuszczają na dół, najpłytsza, bo ma 38 ½ sążni głębokości. Od tej to żupy prowadzi 686 stopni do największej głębokości. Chodniki stemplowane w górze i po obu stronach drzewem, co najstarsze zowią to językiem górnickim fantunek.
Szachty – oddziały, w których sól dobywają na dole – są 8 następujące: Danielowiec, Anguła, Werner, Siódma Komora, Hochman, Filord, Ruprecht, Stanetti, gdzie wszystka woda za pomocą rynien ścieka i gdzie bywa wyciągana. Każda szachta, czyli okno, dzieli się na komory, a te na piece, w których sól bałwanami dobywają. Te wyciągają porychtą (otworem). Koło soli pracują górnicy, płatni od sztuki; kruszący, płatni dziennie lub od beczek; trybany, wożący konno. Działem zowią ogółem górę solną.

Największa osobliwość w tych kopalniach jest kaplica mała, w której piedestały od słupów są czystej, gładkiej soli. W niej odbywa się w wilję Bożego Narodzenia nabożeństwo, którego wszyscy górnicy i urzędnicy słuchają. Obszerna komora, w której co rano naczelnik górnikom rozdaje robotę. Spuszczając się na dół zapisuje się nazwisko do księgi, dostaje się potem płaszcz biały, wsiada się na pas przywiązany do liny i wraz z chłopakiem świecącym kagankiem spuszcza się na dół, przy czym opuszczający woła: „dopomóż Boże” (Glück auf). Dawnymi czasy zjeżdżając na dół śpiewano – jak P. Guebriant opowiada – nabożne pieśni”.

Z podróży Antoniego Rolle

Trzeci z podróżników, Antoni Roole, korespondent m.in. tygodnika „Kłosy”, w czasie swej podróży przez Galicję odwiedził również kopalnię bocheńską, był to rok 1879; pokłosiem tej wizyty była obszerna relacja z wnętrza kopalni jak i samego miasta.

„ …Bocheńskie kopalnie soli nie są tak głębokie i obszerne jak wielickie, nie są też utrzymane w takim jak tamte porządku, należą przecież do największych i najpiękniejszych w Europie. Zajmują wielki obszar kilkuset-morgowy, w głąb zaś ziemi spuszczają się na kilka piątr. Komory w kopalni są nieliczne i niewielkie, roboty bowiem prowadzone są korytarzami. Górników zastaliśmy przy robocie. Ciemność, w jakiej pracują pod ziemią i brak świeżego powietrza sprawiają, iż żaden z nich nie ma rumieńca na twarzy. Fizyognomie, blade i zmęczone, ożywiają się wtedy dopiero, gdy do nich ktoś przemówi. Wtedy-to i z oczu ich tryska promień życia, z którego poznać można, iż ciężka praca nie pozbawiła ich wesołego, lud nasz znamionującego usposobienia. Rozmowa z nimi zawsze jest przyjemną, wykazuje bowiem umysł bardziej rozwinięty niż u rolników i szlachetne usposobienie …”.

Znając współczesną kopalnię, możemy sobie wyobrazić zasięg zmian jakie zaszły od tamtych czasów, zarówno w wyglądzie kopalni, jak i samego jej użytkowania. Kto by chciał dzisiaj zjeżdżać do kopalnianych wyrobisk przywiązany do liny, choćby i w białym płaszczu? Warto też przy okazji sięgnąć do numeru 17-tego Czasu Bocheńskiego (wrzesień 2006) - „Relacje przez kilkorga podróżników spisane”, gdzie zamieszczona została relacja Antoniego Rolle o mieście - ciekawe spojrzenie na Bochnię owych czasów.

Czesław Anioł