Kategoria: Region
Opublikowano: 2016-04-22 14:35:17 przez system

Zobaczyć na własne oczy Czarnobyl

26 kwietnia o 18.00 w niepołomickim Laboratorium Aktywności Społecznej OpenSpace, ul. Bocheńska 26, odbędzie się wernisaż wystawy fotograficznej "Zobaczyć na własne oczy Czarnobyl".

Dwukrotnie, rok po roku, z odległości 200 metrów patrzyłem na IV blok Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, okryty stalowo-betonową konstrukcją ochronną, nazywaną „sarkofagiem”. Budowlę wznoszono w zabójczych warunkach, szaleńczym pośpiechu i nieładzie w celu zabezpieczenia szczątków reaktora po awarii, jaka wydarzyła się nocą z 25/26 kwietnia 1986 roku. Osłona izoluje od środowiska zewnętrznego substancje i materiały radioaktywne, które w dużych ilościach nadal pozostają w obrębie bloku siłowni. W założeniach projektowych powłoka ochronna miała skutecznie pełnić swoją rolę najwyżej 15 lat. W 2016 roku mija ich 30...

W sąsiedztwie obecnego zabezpieczenia budowany jest nowy „sarkofag”, znacznie większy, z zastosowaniem współczesnych i przemyślanych technologii. Jego ukończenie przekładano już kilka razy, a najnowszy termin oddania inwestycji przewidziano na 2017 rok.

  • Dlaczego tam pojechałem? Miasto Duchów, książka „Piknik na skraju drogi”, film Andrieja Tarkowskiego, gra komputerowa S.T.A.L.K.E.R., ciekawość i adrenalina, przełamanie tabu. A może mam coś z przysłowiowej dziennikarskiej „hieny”? Nie zaprzeczam żadnemu z wymienionych powodów… Gdy zdarzy mi się wspomnieć w towarzystwie o wizytach w tzw. Strefie Wykluczenia, która rozciąga się w granicach od 10 do 30 kilometrów wokół elektrowni, cierpliwie się uśmiecham, bo prędzej czy później zawsze ktoś zapyta, czy nocami fluorescencyjnie błyszczę...

26 kwietnia 1986 roku miałem 11 lat. Niewiele zapamiętałem z tego czasu, ale zachowałem w pamięci atmosferę niepokoju, jaka zapanowała w naszym domu. Dzisiaj już wiem, że jej przyczyną był początkowo absolutny brak informacji, a następnie huragan propagandy, wiejący z ówczesnego Związku Radzieckiego, z jednej strony oraz krajów Europy Zachodniej i Ameryki Północnej – z drugiej. Nie wiedzieliśmy, co się naprawdę stało na terenie dzisiejszej Ukrainy, ani jakie grozi nam niebezpieczeństwo. Jeśli takie groziło. Pamiętam piękne, słoneczne, wietrzne przedpołudnie i wizytę w ośrodku zdrowia, a także panią Zuzię - pielęgniarkę, która podała mi szklany kieliszek z roztworem czystego jodu, czyli z płynem Lugola. To wspomnienie jest ostre i kolorowe. („Lekarstwo” zaordynowano nam nieco za późno, a jak twierdzi wielu lekarzy zupełnie niepotrzebnie).

Od lat zastanawiam się nad tajemnicami tamtych wydarzeń i jednego problemu jestem pewien – dramat, jaki rozegrał się w kwietniu 1986 roku, najbardziej spustoszył ludzkie umysły. To w nich, w moim przeświadczeniu, powstały największe szkody – wieloletnie, a często nieodwracalne. Gdyby zapytano mnie o najważniejsze, najbardziej przerażające konsekwencje wybuchu w elektrowni, powiedziałbym – tam wydarzyła się niewyobrażalna tragedia psychologiczna. Szereg innych katastrof przemysłowych i związana z nimi śmierć, skażenie środowiska czy straty gospodarcze, nie dają „Czarnobylowi” pierwszego miejsca w historii poważnych ludzkich niepowodzeń. Fotografie i powrót wspomnieniami do wyjazdów, kierują mnie ku anonimowym mieszkańcom Prypeci, Czarnobyla i wielu okolicznych wiosek. Myślę o rodzinach, które zmuszono do natychmiastowego opuszczenia swoich domów i mieszkań, z obietnicą szybkiego powrotu.

A przecież on nigdy nie miał nastąpić. Już wówczas o tym wiedziano, ale bezpieczniej było tego nie ujawniać. Podczas masowej ewakuacji, mieszkańcom tamtych terenów pozwalano niekiedy wyłącznie na zabranie dokumentów tożsamości... Trudno się o tym myśli, tym bardziej, że przez koszmar „Czarnobyla” wiedzie droga polityki, demagogii oraz przerażającej nieodpowiedzialności i krótkowzroczności decydentów.

Prypeć była rajem na Ziemi, który w obliczu zastanego krajobrazu trudno sobie wyobrazić. Całkowicie zrujnowane już miasto założono w 1970 roku w bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni, specjalnie dla jej pracowników i ich rodzin. Był to samodzielny ośrodek z zapierającą dech w piersiach infrastrukturą i szeregiem udogodnień. Kilkanaście przedszkoli, szkoły różnego typu, instytucje i lokale kulturalne, sportowe i rozrywkowe, kilka zakładów pracy. Wzorcowe i nowoczesne miasto Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Istniało zaledwie 16 lat. W ciągu kilkudziesięciu godzin wywieziono z niego blisko 50 tysięcy osób.

Wędrówka po tym miejscu nie jest przyjemna. Towarzyszą jej uczucia, które stają się zrozumiałe dopiero po opuszczeniu miasta. Będąc tam lepiej nie zastanawiać się, co się dookoła wydarzyło.

Po awarii elektrowni miasto pozostawiono samemu sobie. Niektórzy mieszkańcy ukradkiem przedostawali się do swoich mieszkań, aby w jakimś stopniu zabezpieczyć lub odzyskać życiowy dorobek. Pojawili się szabrownicy, zbieracze złomu i zwykli wandale. Pustkę ulic powoli dopełniały ogołocone budynki użyteczności publicznej, sklepy i mieszkania. Natura także nie pozostawała bezczynna. Przestano kształtować miejską zieleń, a przyroda zaczęła odbierać to, co zagarnięto jej wiele lat wcześniej.

Gdy do Prypeci pojechałem w październiku, było tam pięknie(!). Gęsto rosnące drzewa
z rozległymi koronami mieniły się wspaniałymi jesiennymi kolorami. Drzewa okryte liśćmi wraz z krzewami, zaroślami i wysoką trawą, której nikt nie przeszkadza, szczelnie ukrywały prawdziwe oblicze tego miejsca. Można się było poczuć jak w wiekowym, tajemniczym ogrodzie lub parku.
Wyjazd w kwietniu stał się natomiast strzałem prosto w twarz. Przyroda nie obudziła się po zimie i maskującej kurtyny jeszcze nie rozwieszono. Miasto ukazało swoją upiorność. Bezszybne bloki, wszechobecną pleśń, wilgoć, rdzę i woń stęchlizny. Mówiono mi, że nawet śpiewu ptaków tam nie słychać, ale na szczęście okazało się to jednym z wymysłów.

Czas, jaki upłynął od katastrofy wraz z pytaniami - nadal bez jednoznacznej odpowiedzi, zrodził atmosferę mitów i nieprawdy, która otacza Zonę. Poddajemy się jej bezwarunkowo i trudno nam przyjąć szereg racjonalnych argumentów związanych z energetyką jądrową. Przyczyną jest fakt, że boimy się tego, co niewidoczne. To prawda? Czy słusznie?

Przyjdźcie proszę, zobaczyć Zonę na własne oczy. Dziękuję i zapraszam, choć miło pewnie nie będzie…

Tymon Kretschmer
Autor wystawy

Organizatorzy wystawy: Małopolskie Centrum Dźwięku i Słowa w Niepołomicach oraz Pracownia Fotografii Cyfrowej „Ostrowski” w Krakowie.