Kategoria: Sport
Opublikowano: 2009-08-23 06:30:39 przez system

Piłka nożna: remis u siebie z Trzebinią Siersza

Po serii dwóch porażek, piłkarze BKS-u wreszcie zdobyli pierwszy punkt w tym sezonie. Złą passę przerwał remis w spotkaniu z zespołem MKS Trzebinia Siersza. Mimo to kibice w sobotę opuszczali stadion przy Parkowej z uczuciem sporego niedosytu. Bochnianie ciągle nie mogą wygrać. Nawet u siebie.

Mecz rozegrano w strugach deszczu. Śliska murawa od początku nie sprzyjała składnej grze. Zwłaszcza w pierwszych minutach spotkania zawodnicy obu drużyn z trudem konstruowali akcje, które nie kończyłyby się na drugim podaniu, a piłka z rzadka opuszczała środkową część boiska. Nieco ożywienia na trybunach wywołał dopiero strzał Kamila Rynducha w 10 minucie, po którym piłka nieznacznie minęła słupek bramki przeciwnika.

 Osiem minut później niebezpiecznie zrobiło się pod naszą bramką. Zawodnik Trzebini prostopadłym lobem posłał piłkę ponad głowami obrońców w środek naszego pola bramkowego, a tam dopadł ją Klemens Drobniak i również lobem przerzucił wybiegającego bramkarza BKS-u. Na szczęście przestrzelił, a chwilę później okazało się, że i tak był na spalonym.

Nie minęła minuta, a goście przeprowadzili kolejną groźną akcję. Wojciech Szwed podał ze środka boiska do wybiegającego po lewej stronie swojego brata Grzegorza, ten minął naszego obrońcę i z samego narożnika skierował piłkę do znajdującego się na środku Artura Czecha. Czech strzelił z bliskiej odległości w krótki róg, ale Michał Kordynia był na posterunku.

Chwilę później doskonałą sytuację do zdobycia bramki dla bochnian miał Marek Handzlik. Stworzył ją sobie sam mijając obrońcę przeciwnika Michała Cieszyńskiego, ale kiedy już miał go za plecami a przed sobą tylko goalkipera Trzebini, nieco za daleko wypuścił sobie piłkę i ograny obrońca, powracając, wydarł mu ją. Handzlik nie dał za wygraną, ponownie przejął piłkę i strzelił z bardzo bliskiej odległości. Bramkarz zespołu gości jednak nie zawiódł. Zawiedzeni natomiast byli kibice — trybunę przeszył charakterystyczny jęk.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Już po chwili trybuna eksplodowała radością. Po nieudanym wybiciu trzebińskiego obrońcy, piłka trafiła pod nogi Marcina Wąsa, który króciutkim podaniem wystawił ją Handzlikowi a ten płaskim uderzeniem skierował do bramki przeciwnika. BKS prowadził 1:0.

Bramka wyraźnie uskrzydliła naszych zawodników, którzy zdominowali dalszą część pierwszej połowy. W 27 minucie świetną dwójkową akcję przeprowadzili Marcin Wąs i Mateusz Więsek. Wąs podał w tempo do biegnącego wzdłuż bocznej linii Więska, a ten ściągnąwszy na siebie obrońcę oddał piłkę Wąsowi. Nasz pomocnik strzelił w krótki róg. Bramkarz Trzebini spodziewający się uderzenia w długi róg — złapany na rozkroku, końcem buta, z ogromnym trudem i w stylu w jakim bronią raczej bramkarze w piłce ręcznej — uchronił swój zespół od utraty drugiego gola.

Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę meczu, kapitalnej wręcz okazji do podwyższenia prowadzenia znów nie wykorzystał Wąs. Zawodnik z numerem 2, tak jak chwilę wcześniej, otrzymał prezent od Więska, który minął dwóch obrońców i dośrodkował idealnie na głowę swojego kolegi. Jednak bramkarz drużyny przyjezdnej również z tego pojedynku wyszedł zwycięsko. Do szatni BKS schodził z przewagą jednej bramki.

Na początku drugiej połowy rozlało się już na dobre, co sprawiło, że piłka dostawała poślizgu a zawodnicy tracili przyczepność. W grę często wkradał się chaos i przypadkowość. Było to o tyle groźne, że po zmianie stron zawodnicy drużyny przyjezdnej przycisnęli i przez dobre kilkanaście minut nie opuszczali naszej połowy. W 50 minucie Szwed oddał na naszą bramkę strzał głową, ale nie trafił. Po chwili pięknym uderzeniem tuż ponad spojeniem słupka z poprzeczką popisał się Szymon Jędrzejczyk — kapitan zespołu gości i wykonawca stałych fragmentów gry. Gdyby posłał piłkę kilkanaście centymetrów niżej, nasz bramkarz byłby bez szans. Później znów główką uderzył Szwed, ale Michał Kordynia udanie interweniował.

Goście uzyskali przewagę, lecz czas pracował dla gospodarzy. Świadomość tego stanu rzeczy w poetycki sposób i na cały głos wyraził jeden z zawodników z Sierszy. Kiedy wrzasnął "Nie ma czasu k...a mać", trybuny zarechotały. Chwilę później kibicom nie było już do śmiechu. W 70 minucie Artur Czech wykonywał rzut wolny z odległości 40 metrów. Po dalekiej wrzutce w pole karne, piłka zaplątała się pomiędzy zawodnikami, w końcu skozłowała tuż przed Mateuszem Zdunem i pomocnik zespołu gości wbił ją głową z odległości zaledwie metra do bramki BKS-u.

To był dopiero początek nieszczęść, jakie miały spaść na bochnian. W 72 minucie po brutalnym faulu na Damianie Skwarczyńskim, drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwoną otrzymał Mateusz Kruczek (wszedł na boisko zaledwie 15 minut wcześniej w miejsce Kamila Rynducha). Od tej pory graliśmy w osłabieniu. Na dodatek boisko musiał opuścić utykający od dłuższego czasu Piotr Kasprzyk — podpora naszej defensywy. Schodzącego nagrodzono rzęsistymi brawami, zagrał bowiem bardzo dobry mecz.

Nasi zawodnicy, grając w dziesiątkę, nie mieli sił na odzyskanie prowadzenia, chociaż walczyli ambitnie. Dwoił się i troił w środku pola Tomasz Rachwalski, samotnych ataków próbowali Michał Leśniak i Michał Bajda. Jednak to Sierszanie stworzyli najgroźniejszą akcję pod koniec meczu. W 80 minucie Łukasz Bartuś przedarł się przez rozrzedzone szyki defensywy BKS-u i mocno uderzył. Od utraty kolejnego gola uratował nas słupek.

Mecz zakończył się elementem kabaretowym, który sprawił że zgromadzeni na ul. Parkowej kibice przez dobrą minutę pokładali się ze śmiechu. Boiskowy gag wyglądał tak: zawodnicy Trzebini napierali, sędzia podążał za akcją, czyli w kierunku bramki bochnian. W pewnym momencie gracz z piłką przy nodze kopnął ją przed siebie zbyt daleko, zawodnik BKS-u nie namyślając się uderzył ją z całej siły w kierunku przeciwnym do nadbiegającego arbitra. Lecąca z prędkością światła piłka uderzyła w klatkę piersiową sędziego z taką siłą, że ten w ekwilibrystycznym łamańcu wylądował na plecach. Komizm i groteskowość zdarzenia były potężne ( opis to za mało, o takich sytuacjach mówi się: to trzeba widzieć, żeby było śmieszne). Zszokowanemu sędziemu na szczęście nic się nie stało.

BKS Bochnia — MKS Trzebinia Siersza 1:1 (1:0)

Bramka dla BKS: Marek Handzlik
Bramka dla Trzebini: Mateusz Zdun

BKS Bochnia: Michał Kordynia, Tomasz Kokoszka, Marcin Gawłowicz, Tomasz Rachwalski, Piotr Kasprzyk (83 min. Michał Bajda), Marcin Wąs (65 min. Michał Leśniak), Paweł Kępa, Michał Ciężarek, Kamil Rynduch (59 min. Mateusz Kruczek), Marek Handzlik, Mateusz Więsek.

MKS Trzebinia Siersza: Rafał Polański, Michał Cieszyński, Damian Skwarczyński, Wojciech Szwed, Łukasz Bartuś, Mateusz Zdun, Grzegorz Szwed (55 min. Daniel Niedzielski), Klemens Drobniak (67 min. Sebastian Wójcik), Sebastian Chołownia (59 min. Jan Bogucki), Szymon Jędrzejczyk, Artur Czech.

tekst: Wojciech Tobiasz

foto: Maciej Rachwalski