Funkcję się pełni, a człowiekiem jest się całe życie
Wywiad z nowym prezesem Kopalni, Zbigniewem Rojkiem<br /><br />
Czas Bocheński: - Panie prezesie, pan jeszcze nie przejął swoich obowiązków?
Zbigniew Rojek: - Nie, swoje obowiązki mam przejąć od 1 marca (wywiad został przeprowadzony jeszcze w lutym - przyp. red.)
CzB: - Co panem powodowało? Dlaczego zdecydował się pan startować w tym konkursie na prezesa spółki Kopalnia Soli w Bochni?
ZR: - Motywacją do zgłoszenia mojej kandydatury na stanowisko prezesa spółki Kopalnia Soli w Bochni było przekonanie, że jestem w stanie podtrzymać wszystkie dobre rozwiązania, które już funkcjonują, a także wdrażać nowe pomysły, które będą korzystne dla funkcjonowania Kopalni.
Bardzo bym chciał, żeby piękno tej kopalni i jej niepowtarzalne walory były w miarę możliwości szeroko pokazywane w przestrzeni publicznej. Aby zainteresowanie kopalnią było coraz większe, a to – jestem przekonany – przełoży się na coraz większą ilość turystów, którzy będą nas odwiedzać.
CzB: - Pokonał pan ośmiu kontrkandydatów?
ZR: - W finale tak. Z Bochni były na pewno dwie osoby. A pozostałe – nie umiem powiedzieć, ale chyba z zewnątrz.
CzB: - A jak pan ocenia kondycję kopalni w tej chwili?
ZR: - Myślę, że w tej chwili kondycja finansowa kopalni jest dobra. Są zabezpieczone środki na bieżący rok. Jeżeli turystka będzie się dobrze rozwijać, a mam nadzieje, że tak właśnie będzie, to środki w ten sposób pozyskiwane bardzo wzmocnią kondycję finansową spółki.
Kopalnia otrzymuje środki finansowe z kilku źródeł: od ministerstwa finansów, z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, a także z działalności włsanej. Turystyka, gastronomia, pamiątki…
Możemy też się starać o inne środki finansowe na realizację konkretnych celów.
Z tego co wiem, Kopalnia ma wystąpić o dofinansowanie z funduszów europejskich, przeznaczonych dla obiektów wpisanych na światową listę dziedzictwa UNESCO. Jeżeli uda się je pozyskać, na pewno uda się też zrealizować dużo więcej celowych inwestycji w Kopalni.
Jestem zwolennikiem uczciwego i transparentnego gospodarowania. Pieniądze muszą być wydawane w sposób rozsądny, zgodnie z przeznaczeniem. Mają służyć realizacji celów, na które są przeznaczone.
CzB: - Czy ma pan plan podnieść zarobki pracownikom?
ZR: - Mam dużą wrażliwość społeczną. Uważam, że za sumienną pracę należy się uczciwa zaplata. Nie znam budżetu kopalni na ten rok i nie wiem, czy są przewidziane podwyżki dla pracowników, a jeśli tak, to w jakiej wysokości.
Na pewno w miarę możliwości w następnych latach będę zabiegał o finanse, które umożliwiłby sukcesywne podnoszenie zarobków naszym pracownikom.
CzB: - Jak pan widzi współpracę z Wieliczką?
ZR: - Kopalnia Soli w Bochni a także Kopalnia w Wieliczce są odrębnymi podmiotami prawnymi. KS Wieliczka z racji o wiele dłuższej działalności turystycznej jest bardziej rozpoznawalna. Nasza kopalnia musi prowadzić intensywną działalność marketingową, aby być coraz bardziej rozpoznawalna na rynku. Myślę, że możemy równolegle funkcjonować i pozyskiwać coraz więcej turystów.
CzB: - A jaki jest pana pogląd na współpracę Kopalni Soli z Uzdrowiskiem Kopalnia Soli? Bo wiemy, że układała się ona ostatnio nienajlepiej…
ZR: - Nie wiem jeszcze, jak to dzisiaj wygląda. Po przejęciu turystyki przez kopalnię w lutym 2014 roku mogę przypuszczać, że współpraca nie układa się najlepiej.
CzB: - A jak wygląda sprawa multimediów w Kopalni?
ZR: - Multimedia powstały w okresie, gdy działalność turystyczną w kopalni prowadziło Uzdrowisko. Uzdrowisko pozyskało wówczas pieniądze z UE na ich realizację.
CzB: - Mieli tam dramatyczną sytuację, bo groził im zwrot tych pieniędzy…
ZR: - Tego nie wiem, więc nie będę się wypowiadał. Po przejęciu turystyki przez kopalnię trwały negocjacje z Uzdrowiskiem, zakończone umową o dzierżawie stacji multimedialnych przez kopalnię. Tak, że dziś kopalnia dzierżawi multimedia i płaci za nie Uzdrowisku proporcjonalnie do ilości odwiedzających kopalnię turystów.
CzB. - Słyszy się w mieście opinię, że Kopalnia niejako „odwróciła” się od miasta. Że już sam przebieg podziemnej trasy turystycznej jest taki, że goście z zewnątrz nie mają szansy poznać miasta. Co pan o tym sądzi?
ZR. - Nie, nie zgadzam się z taką diagnozą. Myślę, że kto dobrze życzy kopalni, dobrze też życzy miastu Bochnia. Ja na pewno Bochni dobrze życzę. Twierdzenie, że kopalnia organizując zjazdy turystów szybem Campi, a nie szybem Sutoris, nie chce współpracować z miastem - jest nieuprawnione. Zjazdy szybem Campi mają wiele powodów: po pierwsze na Campi jest duży, bezpłatny parking. Po drugie szyb Campi może jednorazowo przewieźć na dół więcej turystów w krótszym czasie.
Turyści, zjeżdżający szybem Campi na poziom August, przejeżdżają kolejką podziemną pod szyb Sutoris, ok. 1 km. I od szybu Sutoris rozpoczynają zwiedzanie kopalni. Tam zaczynają się multimedia i są ze sobą połączone w sposób chronologiczny.
Tak więc te argumenty przemawiają za tym, aby turyści zjeżdżali szybem Campi.
CzB: - Czyli turysta, który chciałby zwiedzić miasto, musi to zrobić na własną rękę?
ZR: - Tak. Nie ma problemu, jeśli są to turyści indywidualni. Ale jeśli wycieczka? Na przykład dwie osoby odłączą się na zwiedzanie Bochni, a potem mogą być problemy z zebraniem się całej grupy. Albo wszyscy albo nikt.
CzB: - A czy nie można by, w porozumieniu z miastem, zaproponować turystom również zwiedzania samej Bochni? Jako jednego z elementów trasy?
ZR: - Tylko pytanie jest czy turyści zgłoszą taką chęć? Ale wszystko jest możliwe. Można by przy szybie Campi zrobić taki miejski punkt informacyjny, gdzie miasto zachęcałoby do zwiedzania Bochni. Ale też miasto musiałoby coś przygotować, podpowiedzieć turystom, co warto zwiedzić. Rynek z pomnikiem Kazimierza Wielkiego? Muzeum? Tu znowu, po zwiedzaniu Kopalni nie każdy ma siłę i chęć, żeby zwiedzać muzeum. Piękna katedra… też nie każdy ma ochotę.
Ale jeśli tylko będzie ze strony miasta jakiś pomysł, to nie wyobrażam sobie, żeby nie pomóc! To też zależy od grupy zwiedzających. Na przykład grupy młodzieżowe, które nocują w kopalni, mają też zwykle dyskotekę… Nie bardzo sobie wyobrażam, żeby rano mieli jeszcze ochotę na zwiedzanie miasta. To musiałaby być jakaś wielka atrakcja, coś kosmicznego! Czy można bazować na tych grupach nocnych – nie wiem. Większe szanse są jeśli chodzi o wycieczki dzienne. Ale trzeba też pamiętać, że one są w jakiś objazdach po różnych miejscowościach i mają po prostu limit czasu. Zwiedzanie Bochni musiałoby być w pakiecie. I tu znowu – trzeba wiedzieć, co im w tej Bochni chcemy pokazać. Same zakupy w sklepach też nie są żadną atrakcja, taką jak dla nas np. zakupy w Londynie. Musi być coś atrakcyjnego. Ta tężnia na pewno przeciągnęłaby turystów.
CzB: - No właśnie, co pan sądzi o planowanej tężni?
ZR: - Jestem pewny, że bez problemu solankę do tężni miasto pozyska z kopalni.
Widziałem wizualizację w mediach – jest to coś pięknego. Ale jak się zachowa zieleń wokół tężni – to może być problem. Czy wrażliwe kasztanowce nie ulegną zniszczeniu? Ale być może należało by tę zieleń wymienić na bardziej odporną na solankę, a w zamian wybudować fajny, atrakcyjny obiekt.
CzB: - Proszę jeszcze powiedzieć, jak rodzina przyjęła pana sukces?
ZR: - Jestem niestety wdowcem. Żona zmarła dwa lata temu. Ona była wielką zwolenniczką, żebym wrócił do kopalni po wielu latach przerwy.
A dzieciaki? No cóż, dzieci się cieszą, a ja się martwię, bo nie chciałbym ich zawieść. Podobnie jak nie chcę zawieść zaufania tych osób, które mnie prosiły i namawiały do startu. Mówiąc szczerze, myślałem, że polegnę w tym konkursie! No ale stało się jak się stało i teraz muszę podjąć tę rękawicę i starać się jak najlepiej potrafię, że wszystkich sił.
CzB: - Nie jest pan typem autorytarnego szefa, który narzuca swoją wolę?
ZR: - Absolutnie nie. Staram się ludzi przekonać. Uważam, że w zgodzie i w przekonaniu co do słuszności jakiejś idei można coś zbudować. Jeżeli mój pomysł zostanie obalony za pomocą argumentów, też dam się przekonać i nie będę się przy nim upierał. Nie jestem na tyle ambitny, żeby utrzymywać: to jest moja koncepcja i tak ma być!
CzB: - To będzie bardzo interesujące jak takie pana podejście do zarządzania kopalnią zda egzamin w praktyce!
ZR: - Tego też jestem ciekawy i trochę się boję. Ale absolutnie nie podporządkuję swojego charakteru pełnionej funkcji. Bo funkcję się pełni, a człowiekiem się jest całe życie. I chcę być po prostu człowiekiem, takim jakim byłem. Nie stanę się apodyktyczny dla stanowiska. Będę starał się być miły i grzeczny dla ludzi, ale też stanowczy. Czasem stanowczo trzeba odmówić. Trochę obawiam się sytuacji, kiedy za moimi plecami ktoś będzie zawzięcie mnie zwalczał. Ale jak dotąd miałem szczęście, zawsze moje stosunki ze współpracownikami układały się bardzo dobrze i życzliwie. Mam nadzieję, że tak będzie i teraz.
CzB: - Dziękujemy za rozmowę.