Kategoria: Bochnia - wydarzenia
Opublikowano: 2016-03-25 15:18:34 przez system

Pomóżmy dzieciom z Czortkowa przyjechać do Bochni

Relacja z wyprawy charytatywnej na Ukrainę

Tegoroczną Niedzielę Palmową spędziliśmy blisko 600 km od rodzinnych domów, bo na Kresach dawnej Rzeczpospolitej. Celem naszego wyjazdu stał się, położony 70 km od Kamieńca Podolskiego, Czortków.

Byliśmy już tam późną jesienią ubiegłego roku. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, dzielnie zmagających się z przeciwieństwami losu, ale też zobaczyliśmy ogrom zwykłej nędzy, która jest udziałem jakże wielu mieszkańców tamtych ziem - pisze Stanisław Dębosz, który od lat zajmuje się organizowaniem pomocy dla Polaków na Litwie i obecnie na Ukrainie.

Cele obecnej wyprawy zakreśliliśmy sobie jasno – jedziemy z pomocą humanitarną, ale też spróbujemy pomóc w przyjeździe grupy tamtejszej młodzieży do Bochni w czasie trwania Światowych Dni Młodzieży, bo o takiej inicjatywie usłyszeliśmy za pierwszym razem.

Cel pierwszy udało się nam zrealizować w pełni – dzięki wspaniałym ofiarodawcom, ludziom dobrej woli, żyjącym obok nas, zawieźliśmy na Kresy cząstkę Waszych wielkich serc w postaci żywności, środków czystości, ubrań, butów czy artykułów szkolnych. Jest to pomoc nie do przecenienia, dla nas niewyszukane dobra, tam przemieniająca się w niemalże luksusy, biorąc pod uwagę poziom życia za naszą wschodnią granicą. Bo czy ktoś z nas podjąłby się pracy, za którą otrzymałby w porywach 3600 hrywien (taka jest średnia w całym kraju, ale my słyszeliśmy raczej o stawkach rzędu 2200-2500 hrywien), czyli licząc po obecnym kursie ok. 540 zł? Od tego trzeba odjąć konieczne wydatki na żywność (kosztuje identycznie jak w Polsce), media (nieco niższe niż u nas), a gdzie reszta? Dramatem tych ludzi jest brak widoków na wyjście z kryzysu ekonomicznego, wojna na wschodzie kraju, pochłaniająca każdy publiczny grosz. Dlatego tak bardzo liczy się każda pomoc, nawet tak relatywnie niewielka, jaką zawieźliśmy.

Co do celu drugiego – już na miejscu dowiedzieliśmy się, że topnieje liczba chętnych na przyjazd do Polski. I tu znów kłania się proza życia – wielu młodych ludzi zwyczajnie nie stać na wyrobienie paszportu, przejazd i wykupienia tzw. pakietu pielgrzyma ŚDM. Jesteśmy w stałym kontakcie z siostrą Marią, która w imieniu tamtejszych sióstr dominikanek koordynuje sprawę przyjazdu i czekamy na konkretne liczby. Już teraz jednak apelujemy – będą nam potrzebne miejsca dla tej młodzieży w kwaterach prywatnych. Jeżeli ktoś może przyjąć ją pod swój dach – prosimy o kontakt. Nasze namiary są podane na końcu. Musimy też tym ludziom sfinansować wspomniane pakiety, uprawniające m.in. do wstępu na spotkanie z Ojcem Świętym. To wszystko kosztuje, ale traktujemy to jako nasz obowiązek wobec tych, którzy nie z własnej winy zostali odłączeni od swej Ojczyzny, od swych korzeni. Co dzieje się z naszymi korzeniami pokazujemy na zdjęciach – zrujnowany kościół to świątynia w Jazłowcu. Serce się kraje na widok tej architektonicznej perły, niszczejącej w oczach…

Nasz następny wyjazd planujemy na koniec maja. Chcemy tym dzielnym polskim mniszkom – siostrom: Marcelinie, Marii i Marzenie pomóc w jeszcze jednej sprawie. Otóż prowadzą one weekendową szkołę, przy której działa, czynna codzienne, świetlica. Brakuje w niej wielu rzeczy – od sprzętu RTV po zwykłe gry planszowe czy sprzęt sportowy. Kto więc może i w tym pomóc zyska wdzięczność naszą, ale przed wszystkich tych wspaniałych kobiet, rzuconych na kresową placówkę - i ich podopiecznych.

Pozdrawiamy:
Stanisław Dębosz, tel. 665 611 305
Marek Kucharski, mail: MKK57@interia.pl
Ireneusz Sobas, mail: isobas@o2.pl